Dwa domy
Najtrudniejszy w każdej zmianie miejsca jest moment, gdy trzeba powoli pożegnać się z obecnym. Gdy nie jest to pożegnanie na zawsze, jest we mnie lekki smutek, chęć opóźnienia nieuniknionego. Paradoksalnie łatwiej było, gdy już więcej do tego mieszkania nie miałem wracać. Wszystko było jaśniejsze - etap jest zakończony, ostatnie zdjęcie z okna na do widzenia. Mam takie z mieszkań, gdzie mieszkałem w Gdańsku czy Oslo.
Gdańsk, lipiec 2014
Oslo, listopad 2018
Bywają takie czasy, gdy dwa miejsca (albo więcej?) można nazwać domem. Wtedy w każdym z nich pod sam koniec pobytu, gdy już czuje się, że za chwilę przyjdzie nowe-stare, jest taki okres pewnej tymczasowości. Niektórych rzeczy już się nie robi, lodówka staje się pusta, a w kalendarzu i myślach zaczynają pojawiać się rzeczy, które zrobi się w tym drugim miejscu, albo gdzieś po drodze.
Aż w końcu docierasz do drugiego domu i, jeśli nic nietypowego się po drodze nie wydarzyło, masz wrażenie, że czekał, zawieszony w czasie. Zaczynasz dostrzegać małe rzeczy, które wokół zmieniły się pod twoją nieobecność i choć pierwsze wrażenie sugerowało, że wszystko zostało dokładnie takie samo, widzisz, że świat żyje dalej i się zmienia. A ty jesteś zarówno gdzieś, jak i nigdzie, bo do każdego z miejsc czujesz dystans i czujesz, że jest twoje.
Przechadzając się po okolicy, by okiełznać zmianę, może zasłyszysz, że po raz kolejny w jednej włoskiej knajpce, do której nigdy nie wchodzisz, gra Creep od Radiohead. Stwierdzisz wtedy, że zwłaszcza parę wersów jednocześnie świetnie pasuje do sytuacji, w której jest tu każdy, kogo znasz. Nikt tu nie przynależy, ale przez to w pewien dziwny sposób pasuje tu każdy.
Dzień dobry, mieszkańcy Substacka! Tutaj planuję stworzyć sobie miejsce, gdzie będę mógł podzielić się na przykład czymś takim, jak powyżej, ale i nieco bardziej suchymi obserwacjami czy znaleziskami. Zauważyłem jakiś czas temu, że mój język polski zaczął coraz bardziej przesiąkać konstrukcjami z angielskiego, więc pora o niego zadbać.